Na samym początku mojej jogowej ścieżki, spotkałam ogromny opór ciała. Było bardzo sztywne i absolutnie nieskłonne do współpracy. Było mi wtedy źle. Ciąża i karmienie piersią odcisnęły wyraźne ślady na kręgosłupie. Długotrwały stres i chaos życia dołożyły swoje - bez leków przeciwbólowych, nie mogłam funkcjonować. Nie pamiętam dokładnie jak, ale trafiła w moje ręce mała książeczka o tym, czym jest joga i jak ją praktykować. I czytałam o licznych korzyściach dla ciała i ducha. I to drugie zainteresowało mnie szczególnie. Co nieco orientowałam się w temacie, kiedyś próbowałam medytacji, trenowałam aikido i uwielbiałam w liceum kółko filozoficzne! Od czytania przeszłam więc do praktyki. W jednej ręce książka, druga ręka szuka nogi, noga stawia opór, nie wygląda to dobrze - i teraz dokładnie powinnam się rozluźnić! I tutaj pragnę zaznaczyć, że nie były to jeszcze czasy, kiedy kilka kliknięć dawało nam dostęp do filmów z nagraniami praktyki. Nie poddawałam się, próbowałam. Powiedziałam