Przejdź do głównej zawartości

Posty

Zaufanie.

Ufam, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Gdy patrzę sercem, gdy poszerzam perspektywę, dostrzegam piękną harmonię tego świata. Świata pełnego nienawiści, ale i miłości, pełnego  cierpienia i rozpaczy, ale także radości i szczęścia. Świata, w którym zawsze po zimie nastaje wiosna, a po deszczu wychodzi słońce. Gdy spoglądam na wydarzenia z mojej przeszłości, widzę wyraźnie, że wiele z nich, uważanych wówczas za "życiową tragedię", dało mi przestrzeń do poszukiwań i pozwoliło wzrastać. Nie jest  łatwo, doświadczając cierpienia, zdystansować się na tyle, aby ujrzeć szerszy kontekst. Ścieżka zaufania staje się niedostępna. Wchodzimy w przeżywanie bólu, rozpaczy, zamykamy się i napinamy. To momenty trudne i bolesne.   Jest takie powiedzenie, że "czas leczy rany"... ja nie potrafię się z nim zgodzić. Uważam, że czas po prostu mija, a my leczymy się sami, lub nie. Znam wiele przypadków, gdzie z czasem rany pogłębiają się, koło cierpienia poszerza się i urasta do ogromnyc
Najnowsze posty

Wdzięczność.

Gdy praktykujesz jogę, zmienia się nie tylko twoje ciało, przede wszystkim zmienia się twoje serce. Zauważasz piękno i dostojność świata, które wcześniej pozostawało dla twoich oczu w ukryciu. Pamiętam, jak jadąc samochodem codzienną drogą, pierwszy raz poczułam 'to coś". Był piękny letni dzień, a korony drzew utworzyły nad ulicą tunel. I na ten widok poczułam przeogromne wzruszenie. To był mój przełomowy moment, bo zdanie, że "życie jest piękne", było dla mnie do tej pory tylko pustym frazesem. I za wzruszeniem przyszło uczucie, takie prosto z serca: jak ja bardzo chcę żyć! Niby takie proste i oczywiste, ale okazało się, że w pełni uświadomione wzbudza w sercu jakąś niejasną, ulotną tęsknotę. W moim rozwoju duchowym pojawiła się ogromna potrzeba obcowania z naturą. Przez dłuższy czas na sam widok pięknego leśnego krajobrazu, łzy płynęły mi po policzkach. Trudno opisać to uczucie, ale to jakby powrót do domu. Jednocześnie spotkanie z potężnym majestatem przyrody, jej

Zmiana.

Podobno jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana.  Często słyszę pytanie o to, co joga zmieniła w moim życiu. Z reguły odpowiadam ogólnikowo, że dała mi dystans, siłę fizyczną i psychiczną, pomogła dokonać pozytywnych zmian w moim życiu. Jednak, gdy to samo pytanie pada w warunkach bardziej intymnych, na przykład w czasie warsztatów jogi, które prowadzę, lub z ust osoby, która potrzebuje głębszej rozmowy, trochę ten wątek rozwijam. I dzisiaj rozwinę go tutaj, z kilku powodów. Pierwszym jest chęć pokazania, jak niewiarygodne korzyści płyną z regularnej praktyki jogi. Drugi to chęć pokazania, że życie płynie i nigdy, absolutnie nigdy, nie jest za późno na zmiany, zmiany są zawsze możliwe i nie ma sytuacji bez wyjścia. Trzecim powodem jest oczywiście fakt, że ten temat idealnie wpisuje się w "pisz o tym, o czym nie chcesz pisać". Jogę zaczęłam praktykować, gdy moje życie pokręciło się dokumentnie, poplątało jak cienki łańcuszek odłożony niechlujnie do szuflady, stało się karykatu

Równowaga.

Od dziecka byłam bardzo empatyczna. Czasami wpędzało mnie to w spore kłopoty. Jedno wydarzenie pamiętam szczególnie. To stanowczo jedno z tych doświadczeń, którymi niekoniecznie chcemy się dzielić ze światem.  Miałam może  trzy lata. To były czasy, kiedy dzieci bawiły się "pod blokiem", mając do dyspozycji dwie huśtawki, piaskownicę i zjeżdżalnię. Rodzice kazali wziąć mojemu bratu młodszą siostrę (czyli mnie) "na pole". Wiadomo, że to absolutnie najgorsza rzecz, jaka może spotkać młodego człowieka. O nieposłuszeństwie nie było mowy, więc tego dnia znalazłam się pod opieką siedmiolatka. Jak przystało na sprytnego chłopaka, posadził mnie na huśtawce, kazał  się bujać i pobiegł bawić się z kolegami. A ja się bujałam... i poczułam, że muszę do ubikacji. Niestety brata nie było w pobliżu. Pamiętam, że tak bardzo nie chciałam iść do domu sama - nie dlatego, że się bałam, ale martwiłam się, że mój brat pomyśli, że zaginęłam, albo ktoś mnie porwał. Że będzie się bał o mnie,

Sztywność.

 Na samym początku mojej jogowej ścieżki, spotkałam ogromny opór ciała. Było bardzo sztywne i absolutnie nieskłonne do współpracy. Było mi wtedy źle. Ciąża i karmienie piersią odcisnęły wyraźne ślady na kręgosłupie. Długotrwały stres i chaos życia dołożyły swoje -  bez leków przeciwbólowych, nie mogłam funkcjonować.  Nie pamiętam dokładnie jak, ale trafiła w moje ręce mała książeczka o tym, czym jest joga i jak ją praktykować. I czytałam o licznych korzyściach dla ciała i ducha. I to drugie zainteresowało mnie szczególnie. Co nieco orientowałam się w temacie, kiedyś próbowałam medytacji, trenowałam aikido i uwielbiałam w liceum kółko filozoficzne! Od czytania przeszłam więc do praktyki. W jednej ręce książka, druga ręka szuka nogi, noga stawia opór, nie wygląda to dobrze - i teraz dokładnie powinnam się rozluźnić! I tutaj pragnę zaznaczyć, że nie były to jeszcze czasy, kiedy kilka kliknięć dawało nam dostęp do filmów z nagraniami praktyki.  Nie poddawałam się, próbowałam. Powiedziałam

Pisz o tym, o czym nie chcesz pisać.

 Oglądałam film, który opowiadał historię młodej joginki Maris. Padło tam zdanie: Pisz o tym, o czym nie chcesz pisać. Tylko wtedy będzie to wartościowe. No tak ,pomyślałam, w sumie takie oczywiste,  ale jednocześnie, wydało mi się to prawdziwie straszne!  Sama jestem joginką. Podążam tą ścieżką od lat. Poznałam ją dogłębnie, ale ona ciągle otwiera przede mną nowe horyzonty. Ciągle mnie czegoś uczy, albo oducza. Pozwala mi poznawać siebie, dbać o siebie, uczy miłości do siebie. Praktyka jogi sięga daleko poza matę, poza skomplikowane pozycje, które mają służyć naszemu ciału. Gdy decydujesz się podążać tą ścieżką, stopniowo zaczyna ona obejmować każdy aspekt Twojego życia. Nie krytykuję podejścia fizycznego do praktyki - system asan i technik oddechowych pomoże przy nie jednym problemie naszego ciała. W moim podejściu jednak, to zawsze jest coś więcej.  Uważność w trakcie praktyki, połączenie ciała, umysłu i ducha, daje niesamowite postrzeganie rzeczywistości. Pomaga odnaleźć siebie, po